Benvenuta al Sud, czyli z Mediolanu do Salento

0
1546
Rate this post

Przyjęło się myśleć, że jeśli w obrębie Włoch występują jakiekolwiek ruchy migracyjne ludności, to z całą pewnością chodzi tu o mieszkańców stereotypowo biednego i zacofanego gospodarczo Południa, którzy opuszczają ziemię rodzinną w poszukiwaniu szczęścia i lepszych perspektyw w bogatych miastach Północy. Doskonałym tego przykładem może być chociażby film Checco Zalone Cado dalle nubi. Jeśli natomiast mamy do czynienia z zawodowymi przenosinami na Południe, to na pewno jest to za karę, jak humorystycznie przedstawia to film Benvenuti al Sud. Niekiedy jednak zdarza się, że ktoś zupełnie dobrowolnie decyduje się na przeprowadzkę do południowych regionów Włoch. Bardzo lubię się z takimi osobami konfrontować, ponieważ ich obserwacje „mojego” Salento niby z zewnątrz, a jednak z włoskiej perspektywy, pomagają bardzo dużo zrozumieć o różnicach między Północą a Południem, obalić lub utrwalić niektóre stereotypy, poznać jeszcze lepiej włoską mentalność i uwypuklić niektóre cechy półwyspu.

Jedną z osób, które postanowiły rzucić wszystko i przenieść się z Mediolanu do małego miasteczka w prowincji Lecce, jest moja serdeczna koleżanka Eliana. Pomyślałam, że rozmowa z nią będzie lepszą ilustracją różnic między Północą a Południem niż cytowanie książek z dziedziny psychologii czy socjologii.

***

Eliana_FasanoEliana w Fasano (BR)

Dlaczego postanowiłaś przeprowadzić się do Salento?

Z miłości! Po dwóch latach związku na odległość jedno z nas musiało się w końcu zdecydować na drastyczny krok… Padło na mnie!

Jak zareagowali Twoi bliscy, kiedy dowiedzieli się o Twojej decyzji? A przyjaciele, koledzy z pracy? Znalazł się ktoś, kto Cię przekonywał do zmiany zdania?

Moi krewni byli szczęśliwi, ponieważ wiedzieli, że ja jestem szczęśliwa. Jednak wiem też, że nie było im łatwo, lecz nigdy nie dali mi tego odczuć. Jeśli natomiast chodzi o innych… Najczęstszą reakcją, z jaką się spotykałam, było: „Co za odwaga!”, na co zawsze odpowiadałam (i odpowiadam do tej pory): „Co za ignorancja!”. Poza tym sądzę, że jeśli zaczniemy dokładnie ważyć wszystkie za i przeciw, dzielić włos na czworo, nigdy nie znajdziemy odwagi, by cokolwiek w życiu przedsięwziąć.

Jakie były najtrudniejsze chwile po wielkiej przeprowadzce?

Chyba tęsknota, która w dalszym ciągu (po ponad 3,5 roku) mi towarzyszy. Brakuje mi moich bliskich. Poza tym dla mnie przeprowadzka nie była jedynie zmianą geograficzną czy terytorialną, ale wręcz ogromną rewolucją w życiu. W Mediolanie mieszkałam sama, tu zaczęło się moje doświadczenie z dzieleniem czterech ścian z kimś innym; w Mediolanie pracowałam poza domem cały dzień i moja pensja spokojnie mi wystarczała na wszystko, tutaj jestem zależna we wszystkim od męża. W Mediolanie byłam osobą niezależną pod każdym względem, natomiast w Salento na samym początku musiałam się o wszystko pytać Luigiego, nawet o najbardziej banalne sprawy, ponieważ zupełnie nie wiedziałam, jak się poruszać w nowym miejscu. Po niecałych dwóch miesiącach od mojej przeprowadzki dowiedzieliśmy się, że wkrótce zostaniemy rodzicami… Zatem zmian było dużo i spadły one na mnie wszystkie razem, w związku z czym ich przetrawienie sprawiło mi naprawdę dużo trudności.

Eliana_BrindisiEliana z córeczką w Brindisi

Czy przychodzi Ci do głowy może jakaś zabawna historia związana z pierwszymi chwilami życia na Południu (wiesz, coś typu sceny wzięte z filmów Benvenuti al Sud lub Cado dalle nubi)?

Z całą pewnością podejście do czasu. W Mediolanie zegar ma jeszcze znaczenie! Tu o wiele mniejsze… Sklepy mają zupełnie inne godziny pracy – wczesnym popołudniem wydaje się, że jesteś na pustyni, nie widać żywej duszy!

Czy jest coś, do czego nie udało Ci się jeszcze przyzwyczaić? Coś, co do tej pory Cię (negatywnie) zaskakuje, czego nie jesteś w stanie zaakceptować?

Sposób parkowania!!! W poprzek i gdzie popadnie! Megawąskie chodniki, po których nie ma jak przejechać z wózkiem.

A, i bardzo często na środku takiego chodnika (który i tak jest już nieprzyjazny w stosunku do użytkowników) stoi – nie wiedzieć czemu – jakiś słup… Tak trochę bez pomyślunku…

No i oczywiście signore, które w letnie wieczory wychodzą z krzesełkiem przed dom, uniemożliwiając ci tym samym zaparkowanie auta. Ale przecież one nie mogą się przesunąć…

A jest może coś, co bardzo Ci się podoba i co chętnie przeniosłabyś z Salento do Mediolanu?

Ogromną serdeczność mieszkańców Salento i otwarcie na drugiego człowieka. W Mediolanie już czegoś takiego od dawna nie uświadczysz… Mówiłam wcześniej o tym, że na Północy sklepy pracują w innych godzinach niż w Salento. Ale jak np. w Lecce wejdziesz do sklepu tuż przed zamknięciem, sprzedawcy nie będą ci robić żadnych problemów, wręcz przeciwnie – zawsze są bardzo pomocni i mili. Na Północy taktownie, bo taktownie, ale jednak każą ci wyjść…

Czym jeszcze życie w Salento różni się od Mediolanu?

Zauważyłam, że niektóre aspekty życia ulegają tu pewnej teatralizacji, co nie oznacza bynajmniej, że ich przeżywanie nie jest szczere… Na przykład z okazji procesji religijnych cała miejscowość jest postawiona w stan pełnej gotowości i żywo uczestniczy w wydarzeniu. Ludzie są tu bardziej pobożni, a religijność bardziej odczuwalna.

Również i uczucia wyraża się tu inaczej. Włosi z Północy są bardziej powściągliwi, tu daje się upust emocjom bez strachu czy zażenowania. Dla mnie jedną z takich nowych sytuacji są oklaski w kościele z okazji ślubu czy chrztu… Absolutnie nie zdarza się to na Północy.

W Salento również samo małżeństwo jest traktowane w inny sposób niż na Północy. Nie chcę powiedzieć, że dla wszystkich kobiet jest ono jedynym celem w życiu, ale… prawie! Mam wrażenie, że jeśli jakaś kobieta nie wychodzi za mąż, przeżywa to jak osobistą tragedię. W Mediolanie sprawy mają się zupełnie inaczej. Małżeństwo nie jest traktowane nie tylko jako jedyny, ale nawet nie jako jeden z głównych celów w życiu.

Pozostając w temacie małżeństwa i rodziny – tu przyjęło się brać ślub dość wcześnie i szybko mieć dzieci. Ja moje pierwsze dziecko urodziłam w wieku 34 lat, byłam zdecydowanie najstarszą uczestniczką kursu w szkole rodzenia. W Mediolanie spokojnie mieściłabym się w przeciętnej.

Podsumowując, na Północy jesteśmy bardziej konkretni i zasadniczy, tutaj ludzie są o wiele bardziej „barokowi”. Ale cóż się dziwić, przecież te tereny to perła baroku…

Czy mężczyzna z Salento różni się od Włocha z Północy (charakter, sposób traktowania kobiety, podejście do pracy, rodziny, mammy)?

Oczywiście! W Salento mężczyzna jest szarmancki. Taki gatunek jest na wymarciu na Północy. Na przykład w Salento, przynajmniej na początku znajomości, mężczyźnie by przez myśl nie przeszło, żeby kazać kobiecie za siebie płacić podczas wspólnego wyjścia (lub dokładać się do rachunku). Na pewno przed spotkaniem podjedzie po nią samochodem, a następnie odwiezie ją do domu. W Mediolanie wcale nie jest to takie pewne. Wręcz przeciwnie! Poza tym wydaje mi się, że na Południu mężczyźni nie mają alergii na poważne związki. Na Północy są pod tym względem bardziej oporni i zwlekają z założeniem rodziny.

Eliana i Luigi podczas poślubnej sesji zdjęciowej w Otranto, © Maraca Fotografia

A kobiety? Jakie są kobiety w Salento? Jak (jeśli w ogóle) podkreślają swoją kobiecość, jak się ubierają, jakimi są przyjaciółkami? Czy prawdziwy jest stereotyp, że życie kobiety na Południu ogranicza się jedynie do spraw domowych? Czy też może obecnie panie w Salento są bardziej wyemancypowane?

Z moich obserwacji wynika, że tutaj kobiety bardziej dbają o wygląd. Nawet jeśli wychodzą jedynie do przydomowego sklepu, są zawsze bardzo dobrze ubrane, nierzadko w dość drogie marki znanych projektantów (i to od stóp do głów!). Regularnie chodzą do kosmetyczki i fryzjera – w Mediolanie tak nie jest.

Jeśli natomiast chodzi o pracę, nie widzę tu większych różnic. Kiedyś faktycznie Północ była synonimem lepszych szans i większych możliwości, ale teraz wszystko się zmieniło. Również z tą emancypacją to wcale nie jest tak, że tu Południe bardzo odstaje od reszty Włoch. Mieszkanki Salento są wspaniałymi przyjaciółkami, nadajemy na tych samych falach.

Czy to prawda, że na Południu rodzina, przyjaciele – czy mówiąc ogólniej – związki międzyludzkie, liczą się bardziej niż na Północy, czy może jest to kolejny stereotyp?

Nie, to prawda! Na Południu we wszystkim, co robisz, bierzesz pod uwagę to, żeby kogoś nie urazić, nie obrazić… W Mediolanie wyznaje się raczej filozofię „żyj i pozwól żyć”.

Rodzina w Salento jest wszechobecna. Potwierdzeniem tego może być wizyta w poradni pediatrycznej – na porządku dziennym jest fakt, że dziecko prowadzone jest nawet na rutynowe badania lekarskie przez rodziców i dziadków. Przed podjęciem ważniejszych decyzji zawsze zasięga się rady członków najbliższej rodziny, konsultuje się z nimi nowe plany czy pomysły. Salentyńska rodzinka potrafi też być niekiedy mocno nachalna…

Jeśli natomiast chodzi o przyjaciół, to faktycznie są bardziej obecni w codziennym życiu, nie tylko od święta czy wspólnego wyjścia.

Na całym świecie stosunki teściowa ― synowa są tematem żartów. A jak jest w Salento? Mamma jest zawsze obecna w życiu syna? Traktuje synową jak rywalkę? Oczywiście nie pytam tu o Twoje osobiste relacje z teściami, tylko ogólnie…

Ja na (nie)szczęście nie mam teściowej… Kobiety, z którymi dużo na ten temat rozmawiałam, kiedy musiałam po urodzeniu drugiego dziecka zostać kilka dni w szpitalu, nie miały dobrych stosunków z teściowymi. Takie trafiają się w przypadku 1 na 100, może rzadziej…

Eliana z Irene w Mediolanie

Lubisz kuchnię salentyńską? W domu gotujesz alla milanese czy alla salentina?

Prawdę powiedziawszy, jak jeszcze mieszkałam sama, to musiałam ścierać kurze także z kuchenki… To daje ci pewne wyobrażenie o moich zdolnościach kulinarnych. Tradycyjna kuchnia mediolańska mi nie smakuje, więc nie przyrządzam typowych dań. Ta salentyńska bardziej mi odpowiada, ale nie bardzo wychodzi mi samo gotowanie. Poza tym bałabym się, że sprofanuję dania Południa…

Jeśli miałabyś opisać swoją nową małą ojczyznę pięcioma przymiotnikami, jakich wyrazów byś użyła?

Gościnna, pozytywna, malownicza, pozbawiona jakichkolwiek reguł, ograniczona i ograniczająca (chodzi mi o to, że nie ma tu często perspektyw na przyszłość i możliwości rozwoju, nie pozostawia wielkiego wyboru, jeśli chodzi o przedszkola, szkoły, różnego rodzaju kursy…) i zbyt odległa od Mediolanu (wiem, wiem, nie wszystkie to przymiotniki i jest ich więcej, ale czasem trudno jest wyrazić jakąś myśl za pomocą tylko jednego wyrazu).

Rozumiesz dialekt salentino? Używasz go? Czy w Twoim domu rodzinnym w Mediolanie mówiło się w dialekcie?

Dialekt rozumiem (zresztą tutaj nie sposób jest się bez niego obyć – wszyscy się nim posługują!), ale w nim nie mówię. W moim rodzinnym domu dialektu używają jedyne osoby starsze. Jakoś nie bardzo uśmiecha mi się myśl, że pewnego dnia moje dzieci będą mówić w salentino – nie żebym miała coś przeciwko samemu dialektowi, ale wydaje mi się nie na miejscu, kiedy dzieci i młodzież wyrażają się, nie używając standardowego włoskiego.

Stałaś się już „kibicką” U.S. Lecce czy może mąż jeszcze nie zaraził Cię tą wszechobecną miłością do salentyńskiej drużyny?

Hmmm… Zacznijmy od tego, że mój mąż jest zapalonym kibicem, wręcz fanatykiem Lecce, co mnie bardzo niekiedy denerwuje. Dlaczego? Otóż wyobraź sobie, że na niedzielne popołudnie nie można absolutnie nic zaplanować, bo przecież jest mecz (w telewizji lub na stadionie). Jeśli już jakimś cudem coś razem robimy, musi się to odbywać w tak zwanych wolnych chwilach. Takie stawianie sprawy wydaje mi się mocno nie fair, głównie w stosunku do dzieci. Zatem moja odpowiedź na twoje pytanie brzmi: absolutnie NIE!

Jak Ci się żyje w Salento jako młodej kobiecie/mamie? Jakie widzisz dla siebie perspektywy na tutejszym rynku pracy?

W chwili obecnej nie ma żadnych perspektyw pracy, ale – wydaje mi się – nie tylko w Salento, również i na Północy. Jak mi się żyje… Pod niektórymi względami dobrze, pod innymi nieco gorzej…

Czy faktycznie na Północy istnieje więcej instytucji, które pomagają młodym mamom? Jest więcej żłobków, przedszkoli i klubików, a na Południu liczy się raczej na pomoc babć i reszty rodziny, jeśli chodzi o zajmowanie się dziećmi?

To trudne pytanie. Faktycznie na Północy jest więcej tego typu instytucji, ale ceny są zbyt wygórowane! Mama pracująca na pół etatu najczęściej rezygnuje z pracy i sama zajmuje się dzieckiem, bo wydawanie prawie całej pensji na przedszkole czy żłobek trochę mija się z celem… W Salento natomiast koszty posłania dziecka do przedszkola czy do klubiku są przystępne. Więc nawet mama pracująca na pół etatu (i zarabiająca znacznie mniej niż mama w Mediolanie) może sobie na nie pozwolić.

Bardzo znane są stereotypy powtarzane przez Włochów z Północy, a dotyczące Włochów z Południa (terroni, mafia, lenie…). Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się osobiście paść ofiarą jakiegoś salentyńskiego/południowego stereotypu na temat mieszkańców północnej części kraju? Czy kiedykolwiek potraktowano Cię z zawiścią, ponieważ pochodzisz ze stereotypowo lepszego i bogatszego świata?

Prawdę powiedziawszy – NIE. Większość Salentyńczyków jest przekonana, że przeprowadzając się na Południe, dokonałam wyboru najlepszego z możliwych. Nie zapominajmy, że dla nich Salento jest najpiękniejszym i najwspanialszym miejscem na całym świecie. Niekiedy nazywają mnie polentona (zjadaczka polenty), ale oczywiście żartują i nie mam im tego absolutnie za złe. Muszę przyznać, że w rozmowach (przynajmniej w mojej obecności) z szacunkiem wyrażają się o północnych Włoszech, bez żadnych słów krytyki. Nigdy jednak nie przepuszczają, by przypomnieć mi, że Salento jest przecudne, i że na pewno jakość mojego życia znacznie się polepszyła od przeprowadzki tu.

Bardzo Ci dziękuję za wyczerpujące i szczere odpowiedzi!

***

W niedalekiej przyszłości zamieszczę na blogu również rozmowę z Salentyńczykiem, który mieszka z dala od ziemi rodzinnej, żeby przekonać się, jak są odbierani Południowcy w miastach północnych Włoch, za czym najbardziej tęsknią, a czego absolutnie im nie brakuje.

PS. Ze względu na czwartkowe Święto kolejny wpis na blogu pojawi się za tydzień. Buona settimana!