Ach, co to był za ślub…

0
1506
Rate this post

Nie raz, nie dwa zdarzyło się Wam pewnie wygłosić powyższą formułkę podczas przeglądania zdjęć z jakiegoś pięknego wesela, w których mieliście przyjemność uczestniczyć. Ten, kto sam brał ślub, na pewno pamięta listę spraw do załatwienia jeszcze przed „sądnym dniem” – fryzjer, kosmetyczka, organista, restauracja i – oczywiście – fotograf, który unieśmiertelni ten jakże ważny dzień na tysiącach zdjęć, które później będziemy przeglądać, wspominając z łezką w oku to doniosłe wydarzenie.

No właśnie – fotograf i, co za nim idzie, poślubne sesje zdjęciowe będą przewodnim tematem dzisiejszego artykułu. Przecież nie od dziś wiadomo, że każde miasto, miasteczko czy okolica bogate są w miejsca, które szczególnie upodobali sobie nowożeńcy na wykonanie fotografii ślubnych. W Warszawie młode pary najczęściej można spotkać w Wilanowie, Parku Łazienkowskim oraz na Starym Mieście. A jak to jest w Salento? Czy również i tam jakiś konkretny punkt jest celem weselnych pielgrzymek? Co skłania nowożeńców do wyboru konkretnego miejsca? Postanowiłam zadać te pytania moim koleżankom, które w przeciągu ostatnich paru lat brały w Salento ślub i przy okazji poprosić je o podzielenie się ze mną (i z Wami) kilkoma ujęciami z ich poślubnych sesji fotograficznych. Kolejność prezentowanych par i zdjęć jest prawie przypadkowa – „prawie” bowiem ramę tworzą pary i śluby szczególnie mi bliskie, które rok po roku (czerwiec 2013 i lipiec 2014) dostarczyły mnie i mojej szalonej salentyńskiej rodzince wielu wzruszeń i pięknych emocji: na pierwszy ogień idzie sesja fotograficzna brata Emanuele, który wraz z cytowaną często na blogu Marią Antoniettą zdecydował się na zdjęcia w Lecce. Całość zamyka sesja siostry mojego męża, która – idąc pewnie trochę w ślady starszego brata – również zabrała dopiero co poślubionego męża do barokowej perły Salento.

Ach, co to był za ślub…

Maria Antonietta i Giorgio, 28 czerwca 2013, Lecce

“Od zawsze wiedzieliśmy, że to Lecce będzie miejscem, w które udamy się, by zrobić zdjęcia w dniu naszego ślubu. Być może wybór ten był podyktowany tym, że na naszą pierwszą randkę pojechaliśmy właśnie tam. Dla nas Lecce to nie tylko jedno z najbardziej romantycznych miast, gdzie na każdym kroku można się natknąć na ślady barokowej przeszłości, ale jest to przede wszystkim miejsce niezwykle dynamiczne, młode duchem, pełne życia o wszystkich porach dnia.

Decyzja, by wziąć ślub po południu, nie była przypadkowa. Poza oczywiście bardzo przyziemnymi motywami (jak chociażby temperatura) nasz wybór dyktował fakt, że dzięki temu będziemy mogli wykorzystać podczas sesji zarówno światło dnia, jak i zrobić kilka ujęć, kiedy niebo nabiera intensywnie granatowego odcienia, nadciągają chmury i na raptem parę chwil zmienia się całe otoczenie (tak nam to tłumaczyła pani fotograf). Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale Lecce jest inne za dnia, gdy słońce nagrzewa i rozświetla kamienne budowle, a zupełnie innego uroku nabiera po zachodzie, gdy miasto rozświetlają latarnie i latarenki – Lecce nabiera wówczas takiego jedynego w swoim rodzaju magicznego charakteru. To właśnie dlatego nie braliśmy pod uwagę innej opcji, jeśli chodzi o wybór miejsca na sesję zdjęciową (która – dodam – w naszym przypadku trwała około dwóch godzin!).”

Chiara i Nicola, 03 maja 2014 (deszcz w Salento!), Torre Lapillo

„Na sesję zdjęciową wybraliśmy z Nicolą Torre Lapillo. Jestem bardzo przywiązana do tego miejsca i to z dwóch powodów: wszystkie letnie wakacje dzieciństwa spędzałam właśnie tam, w związku z czym mam mnóstwo pięknych wspomnień związanych z tym fragmentem wybrzeża Morza Jońskiego. Drugi powód jest znacznie ważniejszy: Torre Lapillo było miejscem, w którym ja i Nicola odbyliśmy większość naszych pierwszych spotkań.

Niektóre ze zdjęć zrobiliśmy na wieży strażniczej (od której miejscowość bierze swą nazwę) – to właśnie tam zabrał mnie na pierwszą randkę mój obecny mąż i, gdy schodziliśmy po schodach, wziął mnie za rękę (gest nie do końca romantyczny, gdyż podyktowany troską Nicoli, żebym nie spadła, ale – jakby nie było – był to nasz pierwszy „kontakt”).

Dlatego też Torre Lapillo wydawało nam się idealnym punktem na zrobienie pierwszych zdjęć tuż po ślubie. Wiem, że wiele par decyduje się na sesje w tym miejscu ze względu na morze i naprawdę cudowne widoki, ale dla nas one nie były aż tak istotne (choć naturalnie odegrały ogromną rolę). Nawet przez myśl nam przeszło, żeby zastanawiać się nad innymi miastami czy miasteczkami. Torre Lapillo, koniec, kropka!”

Eliana i Luigi, 11 czerwca 2012, Otranto

„Może Cię rozczaruję, ale ja i Luigi bynajmniej nie spędziliśmy połowy życia na przygotowaniach do tego jakże ważnego wydarzenia (w przeciwieństwie do mnóstwa osób w Salento). Być może było to spowodowane faktem, że mieszkaliśmy razem już od jakiegoś czasu i że gdy odbyła się ceremonia cywilna byłam w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem. Do ślubu w urzędzie nie przywiązaliśmy aż tak wielkiej wagi, zwłaszcza że wielkimi krokami zbliżał się termin o wiele istotniejszego wydarzenia, jakim były narodziny Irene.

Na miejsce sesji zdjęciowej po czerwcowych zaślubinach w kościele (gdy byliśmy już rodzicami) wybraliśmy Otranto. Długo wahaliśmy się między Otranto właśnie a Lecce, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że prawie wszyscy nowożeńcy udają się z fotografem do stolicy prowincji, a chcieliśmy być choć trochę oryginalni. Poza tym Otranto było dla nas bardzo dogodną i wygodną lokalizacją, gdyż znajduje się w pobliżu miejsca, gdzie odbywało się wesele. Zresztą znasz Otranto – romantyzm pełną parą, no i to morze! My osobiście nie mieliśmy w głowie żadnych konkretnych ujęć, zdaliśmy się na panią fotograf i absolutnie tego nie żałujemy!”

Luana i Marco, 25 maja 2013, dworzec w Lecce i droga łącząca Trepuzzi z Casalabate

„Tematem przewodnim naszego ślubu i wesela było country-chic, w związku z czym absolutnie wszystko było wybierane i planowane według tego klucza.

Szalona decyzja, żeby wziąć ślub właśnie w Salento, pojawiła się spontanicznie, nie znałam wcześniej Apulii, a Salento to już w ogóle! Po prostu zakochałam się w Salentyńczyku 🙂 Wyboru absolutnie nie żałuję! Pochodzę z Lombardii i w moim regionie na pewno nie udałoby mi się znaleźć takich świetnych miejscówek w stylu country, jak na przykład fantastyczna stara masseria otoczona drzewkami oliwnymi. Rewelacja!

Punkty, w których miały być robione zdjęcia po ślubie, ustaliłam wraz z panią fotograf oraz wedding plannerką. Szukałyśmy czegoś innego, oryginalnego, jedynego w swoim rodzaju, co z jednej strony komponowałoby się z tematem przewodnim, ale jednocześnie było wyjątkowe. Pierwszy etap: dworzec w Lecce, nieczynny peron ze stojącym przy nim pociągiem, na który nikt nie czeka i który na nikogo nie czeka… Fajne i całkiem vintage (zresztą jak moja sukienka). Ale się przy tym ubawiliśmy! Niektóre zdjęcia zrobiliśmy w dworcowym barze, właściciel nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie! Kolejnym etapem była salentyńska wieś o zachodzie słońca – co, jak co, ale przyroda na półwyspie jest niczym innym jak doskonałą ilustracją definiującą hasło country. Następnie zatrzymaliśmy się na drodze prowadzącej z Trepuzzi do Casalabate – opuszczone masserie, piękne ruiny dawnych budowli. Na zakończenie strzeliliśmy kilka fotek w jednej z takich starych masserii, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Oświetlony i przystrojony gaj oliwny… Coś pięknego! W życiu bym tego nie znalazła w Lombardii!

Krótko mówiąc, jako NIE Salentynka serdecznie polecam zorganizowanie wesela właśnie na półwyspie – tak niedocenionym, a mającym tak ogromny potencjał!”

Monica i Alessio, 14 września 2013, Melpignano i Castro

“Wzięliśmy ślub w Salento, ponieważ Alessio dla mnie przeprowadził się z Południa do Rapallo. Naturalnie marzyło mi się wesele w moim rodzinnym mieście, ponieważ wiele z moich przyjaciółek nie mogło sobie pozwolić na podróż na drugi koniec Włoch, ale takie rozwiązanie wydawało mi się jedynym sprawiedliwym.

Niemniej jednak chciałabym podkreślić, że nie ugięłam się i nie zaakceptowałam wielu tradycji salentyńskiego wesela, jak na przykład uroczyste wyjście z domu (zresztą ja przecież nie mam domu w Salento, wraz z rodzicami, bratem i bratową nocowaliśmy w jednej z masserii przy drodze prowadzącej do Casalabate) czy przecinanie wstęgi na progu. Jako NIE Salentynce wydawało mi się to dość sztuczne, poza tym ja i Alessio od lat mieszkaliśmy razem, zatem moje oficjalne „wyjście z domu” odbyło się na długo przed ślubem.

Zdjęcia robiliśmy w Melpignano, znanym na całym świecie z Notte Della Taranta. Miejsce to zasugerował nam fotograf, który już wielokrotnie zabierał tam nowożeńców, a poza tym mieliśmy wyjątkowo po drodze (z Trepuzzi, gdzie braliśmy ślub, do Castro, gdzie odbywało się przyjęcie). Ja bardzo optowałam za Otranto, ale niestety wybór tego miejsca był dość niedogodny ze względu na dojazd – stracilibyśmy zbyt dużo czasu, zwłaszcza że wszystko działo się w sobotę w porze obiadowej, na pewno o tej godzinie w Otranto panowałby tłok i wszechobecny chaos.

Ostatecznie muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona ze zdjęć zarówno w Melpignano, jak i w Castro. Sesja przebiegła w dużym spokoju, zdjęcia wyszły wspaniale.”

Elisabetta i Raffaele, 10 lipca 2014, Lecce

“My jako tło do poślubnej sesji fotograficznej wybraliśmy Lecce. Przede wszystkim bardzo podoba się nam sztuka baroku, którą w stolicy prowincji widać na każdym kroku. Poza tym musisz wiedzieć, że Lecce jest pewnego rodzaju punktem odniesienia dla młodych ludzi oraz dla zakochanych. Nasze najważniejsze randki odbyły się właśnie tam.

Postanowiliśmy wziąć ślub wieczorem również dlatego, że uwielbiamy atmosferę, jaka panuje w Lecce po zachodzie słońca – nie dość, że powietrze w lecie robi się w końcu bardziej rześkie, to dodatkowo w kawiarnianych ogródkach powoli pojawiają się świece, a najważniejsze zabytki też są podświetlane.

Sama sesja zdjęciowa minęła nam w fantastycznej atmosferze, fajnie było znaleźć się jako nowożeńcy wśród tłumów w Lecce. Wiele osób składało nam życzenia, pytało, czy faktycznie właśnie wzięliśmy ślub czy może bierzemy udział w jakiejś reklamie… Zdjęcia robiliśmy raczej w pozycjach naturalnych, spontanicznych, pani fotograf niczego nam nie narzucała. Zresztą był to jeden z powodów, dla których wybraliśmy właśnie Emanuelę Rizzo – wszystkie pary, które z nią współpracowały, bardzo sobie chwaliły jej profesjonalizm i wspaniałe dostosowanie się do potrzeb i życzeń nowożeńców.”

Jak widać na załączonych obrazkach, większość wesel moich znajomych z fotograficznego punktu widzenia obsługiwała Emanuela Rizzo. Jako że w tym roku na ślubie i weselu mojej szwagierki Elisy spotkałam się z nią po raz kolejny, wykorzystałam kilka wolnych chwil na zadanie jej paru pytań odnośnie poślubnych sesji fotograficznych.

W jakim miesiącu jest w Salento najwięcej wesel?

Zdecydowanie w czerwcu i we wrześniu. Temperatury są wówczas wyjątkowo przyjemne, nie jest tak nieznośnie upalnie jak w lipcu czy sierpniu, a jednocześnie pogoda jest raczej pewna.

Co podczas poślubnych sesji fotograficznych szczególnie działa na nerwy fotografowi? Jak zachowują się podczas pozowania nowożeńcy?

O, to trudne pytanie… W ciągu dnia w miesiącach letnich słońce jest bardzo ostre i to może nastręczać pewnych kłopotów technicznych (które naturalnie da się opanować). Wieczorem zaś letnie scirocco plus emocje sprawiają, że niektóre pary robią się dość nerwowe, co nie jest korzystne dla nikogo…

Jakie salentyńskie miasto/miasteczko jest ulubioną metą młodych par?

Zdecydowanie Lecce, perełka kultury i architektury naszego Salento.

Emanuela_Rizzo

A Pani ulubione miejsce sesji zdjęciowych?

Otranto, które daje wiele możliwości – cudne zdjęcia wychodzą nad samym morzem, można się przejść z nowożeńcami po wąziutkich uliczkach starego miasta, które przecież (zwłaszcza wieczorem) są pełne niepowtarzalnego uroku. Otranto tętni życiem, zawsze coś się dzieje; ciekawym elementem zdjęć mogą być na przykład kolorowe stragany sprzedające jakieś typowe lokalne wyroby. Otranto jest najpiękniejszym miejscem w Salento, w którym robiłam zdjęcia.

A jakie jest z kolei najbardziej absurdalne miejsce,w którym przyszło Pani pracować i gdzie za nic by Pani już nie wróciła?

Hmm, zazwyczaj na długo przed sesją mamy wszystko zaplanowane, więc (póki co) obyło się bez tego typu niespodzianek. Zawsze wspólnie z przyszłymi małżonkami omawiam za i przeciw danego miejsca, więc wszyscy wiemy, czego możemy się spodziewać.

Czy łatwo jest pogodzić ze sobą tak wiele elementów: zjawiskowe piękno krajobrazu, architektury oraz bohaterów dnia, którzy przecież powinni znaleźć się na pierwszym planie?

Tak, bowiem wbrew pozorom sesje i poszczególne ujęcia nie są planowane od A do Z, wszystko dzieje się spontanicznie i na tym właśnie polega urok późniejszych zdjęć i albumów. Staram się jak najmniej ingerować w pomysły młodych. To w końcu ich dzień i ich to będą ich wspomnienia… Podczas każdej sesji (łącznie ze zdjęciami z przygotowań, ślubu i wesela) powstają tysiące fotografii. Razem z parą młodą przeglądam najciekawsze ujęcia, obserwuję reakcję, co im się najbardziej podoba, i na tej podstawie powstaje później album.

PS. Dziś bez wielu PS-ów, raz jeszcze przejrzyjcie zdjęcia, bo są naprawdę piękne. A Wam które miejsce najbardziej przypadło do gustu? Gdybyście mieli organizować podobną sesję w Salento, jakie miasteczko byście wybrali? Która para się Wam najbardziej spodobała? Ja absolutnie uwielbiam je wszystkie i nie mam preferencji (może też dlatego, że wszystkich znam osobiście i bardzo wzruszają mnie ich fotografie ślubne). Poza tym wiem, że dziś na pewno tu zajrzą – jeszcze wrzucą PS do jakiegoś translatora, zobaczą mój wybór najpiękniejszej pary i będę miała… 😉 Do środy!